'Sukcesem Wesołej możemy napisać nowy rozdział współczesnej historii Krakowa'

Już w czerwcu władze Krakowa chcą wpłacić pierwszą ratę w ramach wykupu terenów poszpitalnych w historycznej dzielnicy Wesoła. To wielki sukces Klubu Jagiellońskiego, miejskich aktywistów, części radnych miejskich oraz mieszkańców, którzy apelowali o tę inwestycję przez wiele miesięcy. Jednak od wykupu do powstania nowego zielonego zakątka Krakowa droga jeszcze daleka. Jak z niej nie wypaść? Pytaliśmy o to Macieja Górza - jednego z pomysłodawców tego nowatorskiego przedsięwzięcia.

Czy to nie jest tak, że w całym procesie przemiany terenów szpitalnych przy ul. Kopernika w przestrzeń dla mieszkańców, sam wykup był najłatwiejszą jego częścią?

Tak. Wydawałoby się, że teraz, kiedy siedzimy przed tym kompleksem na ławce w majowym słońcu, to już możemy spocząć na laurach. Miasto zdobyło się na ten niesamowity wysiłek i należy się tu ogromna pochwała, że zdecydowano się na ten wizjonerski wykup i zarezerwowano już pieniądze na pierwszą ratę. Ale niestety sam wykup niczego nie rozwiąże, wciąż nie wiemy jak miasto chce doprowadzić do przekształcenia tych terenów w zrównoważoną dzielnicę..

Kupić najłatwiej…

O właśnie! Kupić najłatwiej. Ale nie zapominajmy, że jest to projekt w skali całej Polski wyjątkowy więc powinniśmy wyjątkowo do niego podchodzić. W czasie kampanii wyborczej ważny był sam wykup, a po wyborach zupełnie zapomniano o spójnej wizji dla tego miejsca. W tym kontekście można zrozumieć radnych, którzy byli sceptyczni co do wykupu Wesołej podczas uchwalania budżetu. Niestety, miasto do tej pory nie przedstawiło wizji, która mogłaby kogoś przekonać, że to będą dobrze wydane pieniądze.

Właśnie! Pomysł ratowania Wesołej narodził się w Klubie Jagiellońskim, a dzięki poparciu mieszkańców, aktywistów i organizacji pozarządowych, stał się tematem debaty publicznej. W trakcie kampanii wyborczej, począwszy od Łukasza Gibały, kandydaci obiecywali wykup Wesołej, co skłoniło do tego nawet Jacka Majchrowskiego, który początkowo nie był zwolennikiem tej idei. Po wyborach prezydent Majchrowski zrealizował obietnicę. Czy wobec tego można uznać, że cel waszych działań został osiągnięty?

Niewątpliwie wykup to cel, który udało się osiągnąć. Ale obecnie sprawa ucichła. Co prawda udało się sporządzić dobry projekt planu zagospodarowania przestrzennego dla tego miejsca, a do końca roku może uda się go uchwalić. Większość ludzi uważa, że to już sukces końcowy, ale ciągle brakuje programu i wizji. Bez tego złożony projekt urbanistyczny nie może się udać.

Ale bardzo szeroko jest konsultowana sprawa zagospodarowania przestrzeni pod powstającymi estakadami kolejowymi w Grzegórzkach. Tam etapów konsultacji jest z kolei tak dużo, że mieszkańcy już się w nich gubią. A co jeszcze ciekawsze – w odróżnieniu od Wesołej, w Grzegórzkach miasto nie wykupi tego terenu, nie wiadomo nawet czy kolejarze udostępnią te tereny mieszkańcom. Chyba powinno być dokładnie na odwrót?

Nie sposób się z tym nie zgodzić. W przypadku estakad mamy bardzo trudnego partnera do rozmów, czyli PKP, a w przypadku Wesołej dziewięć hektarów przejdzie na własność miasta i ten ogrom możliwości może przytłaczać i paraliżować. Szczególnie, że jest to przedsięwzięcie wyjątkowe w skali kraju. Jedno jest pewne – planowanie tego miejsca w kuluarach, gabinetach – a tak właśnie funkcjonuje większość samorządów w Polsce, bez zaufania do organizacji pozarządowych – nie przełoży się na dobre rezultaty i poparcie społeczne. W związku z tym, na Uniwersytecie Ekonomicznym w dniach 20-22 maja odbywać się będą warsztaty urbanistyczne dotyczące Wesołej. Miał na nich pojawić się Marceli Łasocha, główny projektant planu miejscowego, ale w ostatniej chwili dostał polecenie, żeby nie brać udziału w tym wydarzeniu. Stawia to pod znakiem zapytania intencje władz względem Wesołej.

A wracając do estakady w Grzegórzkach. Czy te dwa projekty nie powinny powstawać oraz być konsultowane równocześnie? Tak, żeby te tereny były ze sobą kompatybilne? Tzn. projektując Wesołą musimy mieć z tyłu głowy Grzegórzki i na odwrót?

Zdecydowanie tak. Projekt zagospodarowania terenów pod estakadami na Grzegórzkach jest bardzo ważny. Mógłby on „zszyć” Wesołą ze Starym Miastem i jest niezbędny do tego, żeby Wesoła zyskała nowe życie i funkcjonowała jako pełnoprawna część Krakowa.

Czyli klucz do Wesołej leży w Grzegórzkach?

Zdecydowanie tak! Te dwa projekty powinny być skoordynowane.

A jak to wygląda teraz? Jest koordynacja?

Jeżeli nie widać przy tych projektach dynamiki działań,ciężko mówić o koordynacji…

Może to jest tak jak np. z Zakrzówkiem, czyli urzędnicy nie mają świadomości jak wyjątkową przestrzeń otrzymali i zamiast traktować ją w należny, szczególny sposób idą po linii najmniejszego oporu?

To jest problem ogólnopolski. Wyjątkowe, ambitne projekty paraliżują samorządy, gdy te nie są organizacyjnie gotowe. Jest to poniekąd zrozumiałe, bo stają pierwszy raz przed takim wyzwaniem i jest to dla nich poligon doświadczalny. Dlatego właśnie przy projekcie zagospodarowania Wesołej magistrat powinien otworzyć się na współpracę z organizacjami pozarządowymi, mieszkańcami i zewnętrznymi ekspertami. Warto podjąć to wyzwanie, aby Kraków był znany nie tylko z pocztówkowych zabytków, ale też z osiągnięć współczesnej urbanistyki. To pierwszy krok do modelu wiedeńskiego, który tak bardzo chcemy naśladować. Wiedeń jest znany nie tylko dzięki zabytkom. Reputacja jednego z najlepszych miast do życia to już zasługa dobrej współczesnej urbanistyki, która inspiruje cały świat. To wyzwanie obezwładnia, ale warto je podjąć. Sukcesem Wesołej możemy napisać nowy rozdział współczesnej historii Krakowa.

Urzędnicy rewitalizowali już tereny poprzemysłowe w Zabłociu. Jak wyszło, wszyscy widzimy, i chyba to dobry przykład jak tego nie robić?

Zabłocie jest przykładem neoliberalnego modelu rozwoju miast, który w Polsce jest powszechny. Jeszcze lepszym przykładem jest Galeria Bronowice, Galeria Serenada czy Bonarka. Nie możemy pozwolić, żeby taki sam los spotkał Wesołą. Aby tego uniknąć, konieczny jest zdefiniowany proces, program i wizja przemian. Plan miejscowy nie wystarczy. Miasto musi opracować proces przekształcenia tych terenów, dobrać parterów publicznych i prywatnych do pomocy i przede wszystkim stworzyć program funkcjonalny. A więc nie tylko „plamy” na Planie miejscowym, ale dokładny opis, np. który budynek będzie kawiarnią, a który biblioteką. Do tego niezbędny jest też profesjonalny biznesplan. Dobrym wstępem było powołanie spółki celowej, za co warto pochwalić miasto.

Prywatne podmioty powinny brać udział w tworzeniu, a potem funkcjonowania Wesołej? W Krakowie wiele osób boi się firm czy osób prywatnych zarządzających miejskimi terenami. W Parku Jordana zarządca urządził sobie np. mauzoleum…

Każdy projekt urbanistyczny mogą wykończyć trzy czynniki: brak wizji, brak transparentności działań i obawa przed partnerstwem publiczno-prywatnym. Takie zjawiska nie występują ani w Niemczech, ani we Francji, ani w Danii, czyli w krajach w których buduje się miastana zasadzie urbanistyki operacyjnej. W przypadku Wesołej PPP nie jest niczym złym. Wyobraźmy sobie np. że deweloper buduje tam blok, ale na dole znajdą się lokale, które będą wynajmowane przez miasto za symboliczną kwotę, gdzie swój dom znajdą instytucje kultury. Do tego umowę można skonstruować tak, że deweloper sfinansuje urządzenie skweru czy parku publicznego. To może być układ korzystny dla obu stron. W polskich warunkach ten model jest możliwy, co pokazuje przykład gdańskiej Wyspy Spichrzów. Może nie jest to perełka architektury, ale sam model zadziałał. Miasto dało teren i na ściśle określonych zasadach, prywatne pieniądze wykonały całą inwestycję.

W wypowiedziach dotyczących Wesołej, zawsze Pan podkreślał, że to miejsce musi być dla mieszkańców, nie dla turystów. Czy stanowisko się zmieniło?

To stanowisko nie uległo i nie ulegnie zmianie. Coraz bardziej postępuje turystyfikacja Krakowa i mieszkańcom śródmieścia z roku na rok żyje się coraz gorzej. Do tego warto spojrzeć do takiego może mało popularnego dokumentu – strategii rozwoju miasta „Tu chcę żyć. Kraków 2030”, w której wyraźnie zapisano walkę z turystyfikacją jako jeden z głównych celów. To powinno połączyć wszystkich krakowian. Bo nawet ci mieszkający na obrzeżach czują niedogodności, gdy nie mogą spokojnie spędzać czasu na Starym Mieście, które pęka w szwach. Gdyby Wesoła stała się „hotelowiskiem”, czyli kolejnym zapleczem turystycznym, to krakowianie by na tym nie zyskali. Zyskałyby tylko wielkie koncerny hotelowe.

Maciej Górz – Urbanista, doświadczenie zdobywał w trakcie stypendium w Instytucie Urbanistyki w Grenoble we Francji i podczas rewitalizacji warszawskiej Pragi. Od początku zaangażowany w sprawę Wesołej w zespole polityk miejskich Klubu Jagiellońskiego.

9*+*
 
 
 
 
 

NASZE NAJNOWSZE

Zostaw komentarz