Zdj. Mariusz Waszkiewicz, wypełniony wodą wykop na dom w podmokłym terenie w rejonie Dłubni.

Co w Klinach piszczy?

Zdj. Mariusz Waszkiewicz, wypełniony wodą wykop na dom w podmokłym terenie w rejonie Dłubni.

Nie milkną echa ostatniej sesji Rady Miasta Krakowa, na której grupa radnych zdecydowała wbrew nauce i merytorycznym argumentom o ograni- czeniu projektu użytku ekologicznego na Klinach. Czy to pochwała ignorancji, wyrachowana gra, czy - jak mówią niektórzy - troska o budżet miasta?

W wielkim skrócie można powiedzieć, że przynajmniej od 20 lat wiadomo było, że obszar Łąk Kobierzyńskich jest niezwykle cennym terenem łąk zmienno-wilgotnych, na których występuje wiele przyrodniczych siedlisk fauny i flory, w znakomitej większości chronionych. A także, co równie ważne, jest miejscem naturalnej retencji wód opadowych. Stąd starania naukowców i ekologów, a także lokalnych stowarzyszeń o ochronę tego miejsca, które obejmowało kiedyś lekko licząc ponad 250 ha. Kiedy więc w latach 2009-2010 powstawały dla tej okolicy Miejscowe Plany Zagospodarowania Przestrzennego była nadzieja na ochronę tych terenów. Nadzieja, jak się okazało, płonna, bo nawet części z nich, czyli Łąk na Klinach nie ochroniono, wprowadzając tam agresywną zabudowę mieszkaniową i usługową.

Źródło: Facebook

Nadzieja odżyła wraz z pracami nad nowym Studium, ale niestety również ono usankcjonowało zabudowę tego rejonu. W 2016 r. stowarzyszenie Zielone Kliny złożyło więc wniosek o ustanowienie użytku ekologicznego, na który odpowiedziała Rada Miasta Krakowa w roku 2018 r., zobowiązując prezydenta do ustanowienia do końca 2018 r. użytku na obszarze ponad 66 ha. Prezydent uchwał o użytku nie przedstawił, ale zlecił inwentaryzację przyrodniczą, którą otrzymał w 2019 r. Z niewiadomych przyczyn, pomimo wielu zawartych w niej dowodów na zasadność ustanowienia użytku, przez 14 miesięcy w sprawie nie wydarzyło się nic. Dopiero w styczniu 2021 r. na sesji Rady Miasta radni zdecydowali o powołaniu zespołu roboczego, który to po wnikliwej analizie przygotował w maju 2021 r. pierwszy projekt uchwały o ustanowieniu użytku na Klinach, obejmując ochroną ponad 16 z 31 ha przebadanego obszaru enklawy nr III i pracując nad projektami uchwał dla enklawy I i II.  Projekt trafił do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, która wydała milczącą zgodę na propozycję zespołu, a także przeprowadzono konsultacje społeczne, w których ponad 90% uczestników opowiedziało się za użytkiem. I wtedy zaczęły się schody…

Są trzy prawdy: świento prawda, tys prawda i gówno prawda

Nagle prezydent miasta w wywiadzie dla Radia Kraków stwierdził, że ten teren to łąka jakich wiele w Krakowie, a takie kosaćce można za 7 zł kupić na Kleparzu, co w obliczu wiedzy naukowej w myśl gradacji pojęcia prawdy wg ks. Tischnera można by zakwalifikować do jej ostatniego rodzaju. Niemniej apogeum hipokryzji miało miejsce w ostatnich dniach, a kulminacją była sesja Rady Miasta.

Godzinę przed końcem czasu na zgłaszanie poprawek do projektu uchwały grupa radnych, czyli G. Stawowy, W. Pietrus, J. Bednarz i i A. Migdał zgłosiła poprawkę, wywracającą całą koncepcję ochrony Łąk na Klinach. Radni wskazali do ochrony sześć nowych mikroenklaw o łącznej powierzchni zaledwie 5 ha, co wobec pierwotnie analizowanego obszaru ponad 110 ha było i jest kpiną. Ku mojemu zdumieniu, kolanem przepchano tę poprawkę na zwołanej naprędce Komisji Planowania Przestrzennego i (nomen omen) Ochrony Środowiska przy poparciu 12 radnych klubów PO, PiS i Przyjaznego Krakowa, a sprzeciwie Jana Stanisława Pietrasa, Michała Starobrata i moim. 

Co ciekawe, ta sama grupa radnych zgłosiła projekty uchwał o przystąpieniu do stworzenia dwóch nowych parków na terenie Klinów i budowy suchego zbiornika retencyjnego, a kreowany na lidera PL2050 radny prezydenta Majchrowskiego, Rafał Komarewicz stwierdził dla PAP: „To w końcu całościowe podejście do terenów zielonych dla konkretnego rejonu miasta. Mamy tereny cenne ekologiczne i chcemy je chronić poprzez użytki ekologiczne, ale jednocześnie przygotowujemy dla mieszkańców tereny zielone, z których będą mogli korzystać w celach rekreacyjnych i sportowych”. Brzmi ładnie, prawda? Co więc takiego się stało, że posłanka Daria Gosek – Popiołek wspomniała komentując tę sprawę o greenwashingu, radny Michał Starobrat nazwał propozycję wydmuszką, a ja zarówno wtedy, jak i dziś kpiną? 

Greenwashing radnych i urzędników

Kiedy bowiem przyjrzymy się szczegółowo projektom uchwał dojdziemy do wniosku, że w rzeczywistości przyszłe parki obejmują tereny, które w obowiązujących już Miejscowych Planach Zagospodarowania Przestrzennego były w znakomitej większości zapisane jako Zieleń Publiczna. A proponowany obszar użytków to tereny wzdłuż płynących tam dwóch rzeczek (cieków wodnych), więc de facto i tak deweloperzy nie mogliby tych terenów zabudować. Natomiast wydawać by się mogło, że proponowana budowa suchego zbiornika retencyjnego powinna pomóc mieszkańcom, którzy borykają się z problemami podtopień w nowopowstałych blokach wybudowanych na tych podmokłych terenach. Tu jednak pojawia się pewna wątpliwość, bowiem zdaniem ekspertów, budowa takiego zbiornika jest absurdalna, gdyż jest to rozwiązanie stosowane na terenach zalewanych przez rzeki, a nie wody opadowe. Natomiast odwodnienie tych terenów przyczyni się do osuszenia terenów podmokłych, przez co nawet te ewentualne 5 ha użytków nie przetrwa. A budowany za publiczne pieniądze system odwodnienia będzie ułatwiał zabudowę tych cennych terenów. Rację mają więc naukowcy twierdzący, iż pewnym kuriozum jest, że dopuszcza się zabudowę terenów stanowiących naturalny obszar retencji wód opadowych dla tej części Krakowa, by następnie pompować miliony publicznych pieniędzy w odwodnienie tych zabetonowanych powierzchni. W czystej postaci prywatyzowanie zysków i uspołecznianie strat.

Klin gordyjski

Powiedzieć, że sytuacja na Klinach jest trudna, to jakby nic nie powiedzieć. Czy rację mają dziennikarze, którzy wiążą postępowanie urzędu miasta z tym, że prezydent i deweloper są dobrymi znajomymi? Nie mnie to oceniać. Znamiennym jest fakt, że po wystąpieniach na sesji radnych i urzędników przedstawiciele dewelopera zrezygnowali z zabierania głosu. Czy dlatego, że wszystko w jego imieniu zostało powiedziane? Mam nadzieję, że tę sprawę wyjaśni prokuratura, która jak rozumiem, bada już wątek tworzenia jednego z obowiązujących dla Klinów planów zagospodarowania przez firmę byłej wiceprezydent Elżbiety K. 

Czy fakt, że na Klinach powstały już osiedla, które w planach zagospodarowania miały być terenem Zieleni Publicznej mnie dziwi? Wobec powyższych historii – wcale. I cóż z tego, że po fakcie RDOŚ przyznał, iż decyzje o tej zabudowie zostały wydane z wadą prawną, skoro jej cofnięcie jest niemożliwe, wszak bloków nikt nie zburzy.

Czy budzi moje wątpliwości, dlaczego dopiero teraz uaktywniają się kolejni deweloperzy na tym terenie, chociaż przez kilkanaście lat byli „uśpieni”? Niekoniecznie, bo wiadomo jest, że każdy teren, nawet cenny przyrodniczo, dla inwestora jest okazją do wypracowania zysku. A czy ów zysk powstanie z inwestycji, odszkodowania czy wywłaszczenia to już zapewne drugorzędne.

Co myślę, o zlecanych za pieniądze deweloperów eksperckich opiniach o rzekomym braku walorów przyrodniczych tego obszaru? Że smucą mnie takie praktyki. A jak odnieść się do faktu, że jeden z ekspertów jednocześnie pełnił funkcję pełnomocnika dewelopera starającego się o zgodę na zniszczenie siedlisk, której to RDOŚ nie wydał? Albo do faktu, że zlecona przez Urząd Miasta, za publiczne pieniądze aktualizacja inwentaryzacji przyrodniczej opierała się w głównej mierze na badaniach ekspertki opłaconej przez innego dewelopera?

Czy spalone archiwum utrudni śledczym dochodzenie, jak to możliwe, że pomimo braku przez wiele lat prac budowlanych na terenie łąk, syndyk masy upadłościowej spółki Leopard utrzymał w mocy pozwolenia na budowę? Tej samej spółki, która puściła z torbami wiele krakowskich rodzin, a która to historia i dramat klientów przyczyniły się do powstania ustawy deweloperskiej. A przecież sprawa Klinów przewijała się również w opisywanej w mediach historii pt. „Kibole. Gangsterzy. Deweloperzy”.

Czy zdziwi mnie fakt, jeśli się okaże, że Polski Fundusz Rozwoju, który miał budować w całej Polsce „Mieszkania Plus”, zakupi od dewelopera więcej gotowych mieszkań, jeśli finalnie na tych przyrodniczo cennych terenach powstanie osiedle „M +”? Nie, bo przecież tak już się na Klinach stało, gdy 9 bloków odkupił od spółki Bartla Development właśnie PFR, a że teraz bloki te zalewa woda? To już sprawa mieszkańców (sarkazm). A fakt, że sprawy te łączy ze sobą osoba prezes obu tych spółek deweloperskich to zapewne przypadek. Podobnie jak przypadkiem jest, że człowiek stojący na czele Miejskiej Komisji Urbanistyczno – Architektonicznej projektuje dla PFR-u osiedle mieszkaniowe na enklawie I, gdyby jednak inwestycji na enklawie nr III nie udało się zakończyć.

Jest nadzieja w nas i w przyrodzie

Źródło: Facebook

Nie pierwszy to przypadek w Krakowie, że jak zawodzi samorząd, to do gry wchodzą organizacje pozarządowe. Dlatego też pokładam nadzieję w tym, że uda się ocalić te cenne tereny przed całkowitą zabudową.

Czekamy na rozpoznanie wniosku o szkodę w środowisku, którą złożyła w imieniu kilkunastu NGO Komisja Dialogu Obywatelskiego ds. Środowiska. Mamy stanowisko naukowców, którzy w przekazanej radnym i urzędnikom opinii stwierdzili, że jeszcze „nie nastąpiła trwała degradacja siedlisk, ani zasadnicza zmiana stosunków wodnych, co gwarantuje zachowanie cennych siedlisk i daje możliwość ich odtworzenia w miejscach, gdzie proces sukcesji roślinnej i/lub działalność człowieka spowodowały czasową ich degradację. Co równie istotnie, dla trwałego zachowania odpowiedniego stanu bioróżnorodności niezbędna jest ochrona całego kompleksu rzeczonych łąk.” 

Liczę na to, że RDOŚ weźmie owe stanowisko pod uwagę opiniując pseudopoprawkę radnych i stanie po stronie przyrody. A wtedy zaczniemy od nowa. Zatem walczymy, wspólnie z mieszkańcami, bo dzisiejsza porażka może być jutrzejszym zwycięstwem.


Zdjęcie w nagłówku: Mariusz Waszkiewicz, wypełniony wodą wykop na dom w podmokłym terenie w rejonie Dłubni.

NASZE NAJNOWSZE

Zostaw komentarz