Nie wszystko zieleń, co się świeci

fot. Beata Majka | zentrala.pl

Kiedy fakty przeczą rzeczywistości, tym gorzej dla faktów. Tej zasadzie zdaje się hołdować Urząd Miasta Krakowa, z Zarządem Zieleni Miejskiej na czele. I chociaż oczywiście widać zmianę w podejściu magistratu do spraw związanych z zielenią, to zachwyty pozostawiam innym, gdyż wychodzę z założenia, że miejskie służby prasowe, wspomagane przez niektóre lokalne portale, są od tego, żeby chwalić. Mieszkańcy natomiast, a przede wszystkim organizacje poza-rządowe, są też po to, aby kontrolować.

Oczywiście zleci się zaraz tłum klakierów oburzonych tym, że przecież wiadomym jest, że ta nadmierna krytyka jest sterowana przez jakąś grupę, która chce „przejąć władzę w mieście” i dlatego atakuje samozwańczego, zielonego papieża. Bo w rzewnem miasteczku Krakowie tak toczy się życie. Jedni, ci źli, wytykają i wypominają błędy, inni, z gorliwością godną wielbicieli prezesa klubu Tęcza, Ryszarda Ochódzkiego (link do Łubu Dubu TUTAJ) – bronią biednego pana dyrektora.

Wydawało się, że będzie pięknie

Aby znaleźć przyczynę tego stanu rzeczy, wydaje się, że trzeba najpierw znaleźć równowagę. I chociaż truizmy o prawdzie leżącej pośrodku można sobie darować, to jednak przy porównaniu do wahadła wychylonego początkowo w jedną, a obecnie w drugą stronę, już jesteśmy bliżej owej prawdy. Bo czymże był zachwyt nad ZZM w początkowych latach jego działalności, jak nie bezgranicznym zaufaniem, które było, jak się dziś okazało nad wyraz? Zacznijmy od początku, oto po kilkunastu latach starań ekologów i aktywistów wszelkiej maści, wiceprezydent Koterba przekonała Szefa i ten powołał w końcu jednostkę od zieleni. Zachwytów nie było końca, OCHów, ACHów, i innych wręcz amorów. Ręka w rękę aktywiści, ekolodzy i urząd walczyli o środki na zieleń, najpierw kilkadziesiąt milionów, następnie słynne „Panie prezydencie, gdzie jest 100 milionów na zieleń”, a obecnie jeszcze więcej. Umiejętnie wykorzystywana do budowania swojego wizerunku zielona koniunktura medialna zdawała się w końcu przełamywać skostniały urząd z jego siermiężną retoryką okraszoną nieprzystającą do obecnych czasów działalnością medialną. Im bardziej jednak zielony PR przesłaniał fakty, tym gorzej było dla faktów.

Diabeł nie tkwi w szczegółach

Skoro więc powinno być tak dobrze, to dlaczego nagle stało się tak źle? Wraz ze wzrostem popularności ZZM apetyt na nowe działania rósł. Tymczasem władzy pomysłów brakowało, a z każdym miesiącem przybywało osób, które zamiast jak do tej pory dzielić się swoimi inicjatywami z zielonym episkopatem, pozostawiali je w sferze planów. I tu dotykamy jednej z ważniejszych kwestii. Udziału mieszkańców we współtworzeniu zielonych zmian na lepsze. Wszak znakomita większość tych realizowanych działań: parków, ogrodów, skwerów, a także nasadzeń drzew czy lasów była inspirowana przez nas – krakowian. Jednak w PR-owym pędzie do budowania wizerunku dyrektora o tym fakcie szybko zapomniano. Kiedy jeszcze połączy się bycie urzędnikiem z politycznymi ambicjami – katastrofa murowana. Jednak nie to jest głównym problemem, wszak mało kto jest w stanie dorównać politykowi PSL w ambicjach – mało tego! – planach podboju lokalnych salonów politycznych (nota bene boleśnie zweryfikowanych przez wyborców przy okazji wyborów do sejmiku, a nawet sejmu bez żadnych zdrobnień). Niechęć wzbudził u większości działaczy społecznych fakt, że większość tych ciekawych projektów po prostu zostało wypaczonych. Ich realizacje nie przypominają woli i wizji inicjatorów, których w procesie wdrażania odsuwa się w cień. A później słyszy się lament urzędników, że aktywiści sami tego chcieli, a teraz marudzą. A jak mają nie marudzić, jeśli nie o taki Zakrzówek, nie o taki plac przed magistratem, nie o taki stosunek do zieleni walczyli?

Trochę lepiej to już było

Sprawą, która zaważyła na powstaniu ZZM był opór mieszkańców przeciwko wycinkom drzew. Mieszkańcy mieli tego dość. Jasny był postulat społeczników – informujmy w sposób właściwy o wycinkach, a przede wszystkim dbajmy o dojrzałe drzewa. Trudno więc się dziwić, że obecnie każda wycinka drzewa budzi sprzeciw, skoro tych drzew jest coraz mniej, a kryzys klimatyczny odciska swoje piętno na życiu miasta. W końcu, po wielu latach prezydentury Jacek Majchrowski stwierdził, że zieleń – dotychczas uboga córka ZIKIT-u – przysparza mu trochę problemów, więc przystał na apel aktywistów. Doprowadzona do ruiny przyroda zyskała swoje miejsce w polityce miasta, a przynajmniej takie były nadzieje. Po kilku latach rzeczywistość zweryfikowała sen o wizji Krakowa, który rozwija się w sposób zrównoważony i dba o tereny zielone, ale również dąży do ich powiększania – wszak znikają one w zawrotnym tempie każdego roku. Bo owszem, działo się lepiej, ale nie na miarę zaniedbań, których się dopuszczono w poprzednich kadencjach Profesora.

Najbardziej cierpi zieleń

Jest i wreszcie wątek ostatni, najbardziej pomijany w całej tej ekorewolucji UMK. Taka aktywność jednego, młodego wydziału w zastygłej, urzędowej machinie powoduje, że od innych zaczyna się wymagać więcej. Skoro ZZM może więcej, to dlaczego inne wydziały nie? A to już nie jest takie wygodne dla niektórych. Jest również ważny aspekt pieniędzy, wszak ZZM urósł nie tylko w nowe etaty i posady dla przyjaciół królika, ale również ma większy budżet. A tego koleżanka i kolega z innego wydziału już mogą przecież pozazdrościć. Natomiast sam dyrektor, którego ego wiedzie do okrzyknięcia się jednym z kandydatów na schedę po Szefie, w samym urzędzie przysporzył nie tylko sobie, ale również swoim pracownikom – wielu wrogów. Bo na krytyce dyrekcji ZZM cierpią wszyscy pracownicy tej jednostki. A nade wszystko, czego wybaczyć nie można, cierpi zieleń.

Autor powyższego tekstu jest znany z imienia i nazwiska redakcji portalu. Z ważnych dla siebie przyczyn chce on występować incognito, więc zaproponowaliśmy mu przyjęcie pseudonimu. I tak powstał Anonymus. Ze swojej strony dołożyliśmy do niego jedynkę, którą traktujemy jako sygnał wysyłany do innych osób - zaproszenie do publikowania u nas tekstów pod pseudonimem. Dyskrecję zapewniamy zgodnie z zasadami etyki dziennikarskiej i obowiązującego prawa.

NASZE NAJNOWSZE

1 komentarz

  1. Jacek Majcherowski 8 maj, 2020 at 01:06 Odpowiedz

    Ja zacytuje za pewnym szmatławcem który zarabia na nas – mieszkańcach, publikując zamówione teksty magistratu (za nasze pieniądze) – zacytuję bo to jest dobre. I pokazuje bańkę wszystkich świętych.

    „Dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w wielu przypadkach kierowanych przeciwko niemu głosów oburzenia sam jest sobie winny. Winny swoją dobrocią.”