Szkoła to nie eksperyment

Przepełnione szkoły, lekcje na dwie zmiany, przeładowane programy nauczania i przemęczeni uczniowie zakuwający po nocach, żeby zdążyć z materiałem. Tak wygląda szkolna rzeczywistość po wprowadzonej przez rząd PiS reformie edukacji. Rodzice krakowskich uczniów chcą o tym opowiedzieć w specjalnie przygotowanych filmach.

Reforma edukacji, nazywana przez jej przeciwników deformą, została wprowadzona do szkół w 2017 roku. Jej głównym celem była likwidacja gimnazjów, stworzenie w to miejsce ośmioklasowych szkół podstawowych i wydłużenie nauki w liceach do czterech lat. Pomysł od samego początku wzbudził mnóstwo kontrowersji. Protestowali rodzice, nauczyciele, przedstawiciele szkół wyższych. Główny zarzut to zbyt pośpieszne wprowadzanie zmian, bez ich odpowiedniego przygotowania i pisane na kolanie programy nauczania. 
Już pod koniec 2016 roku udało nam się zebrać 6,5 tys. podpisów pod petycją “Stop kumulacji roczników”, organizowaliśmy happeningi i manifestacje. Mieliśmy nadzieję, że uda się powstrzymać reformę. Trudno jednak było nam się przebić do świadomości większości rodziców, którzy wówczas nie zdawali sobie sprawy z konsekwencji wprowadzanych zmian – mówi Anna Kozłowska z inicjatywy Szkoła to nie eksperyment, zrzeszającej rodziców z Krakowa.

Szkolny chaos

Kraków był chyba jedynym miastem w Polsce, które tak entuzjastycznie podeszło do wprowadzanej reformy. Jeszcze zanim prezydent podpisał nowelizację ustawy oświatowej, władze miasta już rozpoczęły dyskusję o nowej sieci szkół. Doszło nawet do zawarcia porozumienia z małopolską kurator oświaty, którego celem było m.in. sprawne wprowadzanie zmian. I kiedy inne samorządy głośno protestowały Kraków tłumaczył, że zmiany i tak trzeba będzie wprowadzić więc lepiej zrobić to wcześniej, mając przychylność rządu niż czekać do ostatniej chwili i narażać uczniów na chaos. Tego ostatniego nie udało się jednak uniknąć. Dziś wiele szkół w mieście dosłownie pęka w szwach. Dzieci jest tak dużo, że na sale lekcyjne przerabiane są szatnie czy jadalnie. Bywa, że uczniowie codziennie są wożeni do innej placówki, niż ta, w której powinni się uczyć, a dyrektorzy zastanawiają się nad organizacją lekcji w soboty lub przeniesieniem zajęć z religii do salek katechetycznych.

Prawdziwymi ofiarami tej reformy są uczniowie, zwłaszcza ci, którzy w tym roku kończą gimnazjum i ósmą klasę szkoły podstawowej. Nasze dzieci są przemęczone, zniechęcone i sfrustrowane. Nie mają czasu na własne pasje, czy odpoczynek. Nauczyciele pędzą z materiałem, bo muszą zrealizować w dwa lata program, który kiedyś był rozpisany na trzy lata gimnazjum.

Anna Kozłowska

Tajne wyniki próby

Wielką niewiadomą jest też zbliżający się egzamin ósmoklasisty. Próbne sprawdziany przygotowane przez dwa wydawnictwa edukacyjne wypadły bardzo słabo. Z matematyki uczniowie zdobyli niespełna 30 proc. punktów. Centralna Komisja Egzaminacyjna również przeprowadziła swoją diagnozę, ale nie zdecydowała się na opublikowanie wyników. – Zapewne są tak złe, że postanowiono je utajnić. Teraz w CKE i MEN głowią się, co zrobić, żeby w kwietniu nie było blamażu. Prawdopodobne maksymalnie uproszczą egzamin, aby pokazać, że uczniowie zreformowanej szkoły są do niego dobrze przygotowani – mówi Anna Kozłowska.

Agresja, zniechęcenie, wypalenie

Rodzice z Krakowa postanowili jeszcze raz głośno powiedzieć o problemach, których władze oświatowe zdają się nie dostrzegać. Nakręcili trzy krótkie filmy, z których wyłania się ponury obraz szkolnej rzeczywistości.

 

Chcemy w ten sposób pokazać trzy, naszym zdaniem, najpoważniejsze szkody, jakie u półtora miliona dzieci wywołała ta reforma. To pogłębiająca się szkolna agresja, która wynika z frustracji młodych ludzi pozostawionych w murach podstawówek; zniechęcenie i zmęczenie uczniów oraz wypalenie nauczycieli, którzy mają coraz mniej chęci i energii do pracy.

Anna Kozłowska

Inicjatorzy akcji chcą też zachęcić innych rodziców, by przesyłali własne obserwacje dotyczące szkoły. – Niech mówią nam co ich boli, a co denerwuje. Zbierzemy te uwagi, złożymy z nich postulaty, które następnie prześlemy do Ministerstwa Edukacji. Reformy już nie cofniemy, ale chcemy zmusić władze oświatowe do działań, które przynajmniej częściowo zniwelują jej skutki – dodaje Anna Kozłowska.

Dwa razy więcej kandydatów

Rodzice domagają się również, by władze oświatowe na poważnie zajęły się problemem tzw. kumulacji roczników. Stopniowe wygaszanie gimnazjów i wydłużenie nauki w szkole podstawowej z sześciu do ośmiu lat sprawiło, że w tym roku o miejsce w szkołach ponadpodstawowych będą ubiegać się dwa roczniki uczniów: ostatni absolwenci gimnazjów oraz dzieci, które skończą ośmioklasową szkołę podstawową. A to oznacza, że kandydatów do szkół średnich będzie niemal dwa razy więcej niż zwykle. Z szacunków Urzędu Miasta wynika, że można się ich spodziewać 18,6 tys. Dla porównania, w ubiegłym roku o przyjęcie do krakowskich szkół średnich ubiegało się 9,3 tys. osób.

Moim zdaniem dane urzędu miasta w sprawie liczby kandydatów są niedoszacowane – mówi jednak Marta Tatulińska z Forum Rad Rodziców. – Wydział Edukacji popełnił błąd rachunkowy kalkulując liczbę uczniów spoza Krakowa, którzy co roku próbują dostać się do krakowskich szkół. Z moich wyliczeń wynika, że wszystkich kandydatów będzie ponad 21 tys. 

Większość z nich z pewnością spróbuje swoich szans w rekrutacji do liceów ogólnokształcących. Miasto zapewnia, że jest w stanie przygotować w tych szkołach 15 300 miejsc. Nadal jednak nie wiadomo, ile dokładnie ich będzie. Taką informację dyrektorzy szkół mają podać do końca lutego.

Barbara Nowak, małopolska kurator oświaty, chciałaby, żeby każda ze szkół przygotowała dwa razy więcej miejsc dla kandydatów niż w ubiegłym roku i takie zalecenia wydała już dyrektorom krakowskich liceów. Problem w tym, że w wielu przypadkach takie podwojenie liczby klas nie jest możliwe. Dotyczy to zwłaszcza renomowanych ogólniaków, które już teraz mają problemy lokalowe. Chcąc dostosować się do poleceń małopolskiej kurator dyrektor VI LO musiałby stworzyć 24 nowe klasy pierwsze, czyli od A do Z. W “Nowodworku” takich klas musiałoby powstać 16, a w II LO 18. Dyrektorzy szkół mówią wprost: To niewykonalne.

Dlatego już wiadomo, że wielu uczniów po prostu może zapomnieć o nauce w swojej wymarzonej szkole, choć w normalnych warunkach pewnie bez problemu by się do niej dostali. Pozostaną im słabsze ogólniaki czy technika, dla których rok kumulacji jest szansą na przetrwanie, lub szkoły branżowe, czyli dawne zawodówki, które od kilku lat przeżywają kryzys.

W tym roku zostanie odtrąbiony sukces szkół branżowych – przewiduje Marta Tatulińska.

Na kumulacji skorzystają również szkoły prywatne. Jeszcze trzy lata temu w niepublicznych liceach uczyło się 14 proc. wszystkich uczniów. Po reformie ten odsetek wzrósł do 18 proc.

(AKI)

SZKOŁA TO NIE EKSPERYMENT

FILM NR 1

AGRESJA

FILM NR 2

ZNIECHĘCENIE

FILM NR 3

PRZECIĄŻENI NAUCZYCIELE

Anna Kozłowska ze Stowarzyszenia Funkcja Miasto, współorganizatorka akcji Szkoła to nie eksperyment oraz koordynatorka kampani społecznej, zaprasza wszystkich zainteresowanych do pomocy, a także do kontaktu mailowego: anko.kozlowska@interia.eu

NASZE NAJNOWSZE