Otwierajcie ogrody! Historia Andrzeja Komorowskiego

Spacerując po Krakowie zauważamy coraz więcej płotów. Coraz więcej szlabanów. Ścieżki, którymi zwykliśmy chodzić parę lat wcześniej, stają się dla nas niedostępne. To tendencja, którą widać w całej Polsce, ale szczególnie w dużych miastach. 

O(d)grodzone miasto – ogród

W Krakowie, jak wynika z badań Olgi Karpińskiej z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, ponad 45% osiedli jest chroniona przed „obcymi”. Tymi z zewnątrz. Wzdłuż płotów, od czasu do czasu, pojawiają się inne płoty. By odgrodzić ogrodzonych.

Duża część przestrzeni miejskiej jest zamknięta. Kraków, który obecnie stale narzeka na brak terenów zielonych, gdzie można by odpocząć, w 1912 roku Ebenezer Howard, twórca idei miasta – ogrodu, nazwał podobno „miastem ogrodem z naturalnego rozwoju”. Dzisiaj, w samym obwodzie drugiej obwodnicy, mamy ponad 20 ogrodów o powierzchni 15 hektarów, czyli trzykrotnie więcej, niż ma Park Krakowski. Ogrodów zamkniętych dla mieszkańców.

Ogród życiodajny

Ta historia nie jest jednak o narzekaniu na prywatyzację i zamykaniu przestrzeni miejskiej. Jest o ludziach, którzy prowadzą otwarty ogród w miejscu, gdzie do niedawna wisiała tabliczka „obcym wstęp wzbroniony”. 

 

Wszystko zaczęło się od Jadwigi Kuty, więźniarki obozu koncentracyjnego Ravensbrück, w którym przeprowadzano nielegalne eksperymenty pseudomedyczne na kobietach. Wielu spośród tych, które przeżyły, cierpienie towarzyszyło już do końca dni. Zaliczała się do nich Jadwiga. Ten straszliwy fragment historii będzie się odbijał echem w przyszłości, kiedy powstanie ogród. Nie będzie w nim szałwii, ponieważ szałwie posadzono wzdłuż głównej alei obozu i Jadwiga nie mogła na nie patrzeć. 

 

Zamysł stworzenia ogrodu pojawił się w głowie Elżbiety – córki Jadwigi, która opiekowała się matką aż do jej śmierci. Elżbieta jest naukowcem – botanikiem, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Podczas swojej pracy zetknęła się z hortiterapią. Wiedziała, że przy swojej mamie słowa „terapia” użyć nie może, namówiła ją więc do prac w ogrodzie. Wkrótce do Jadwigi dołączyli inni mieszkańcy domu, również kombatanci. Ich rękami został stworzony Ogród imienia Polskich Kombatantów. To jednak dopiero jego początek.

Walka

Niedługo po śmierci Jadwigi, 16 maja 2011 roku, właściciel terenu – Spółdzielnia Mieszkaniowa Domy Pogodnej Jesieni, zwołała zebranie. Jak to w Krakowie bywa, miała na nim ogłosić, że ma wobec ogrodu plany. Przyszła bardzo pewna siebie prezes spółdzielni. Atmosfera była gorąca – mieszkańcy usłyszeli, że ogród jest do wycięcia, a paliki już powbijane w ziemię. Teren miał zostać sprzedany, a na miejscu ogrodu planowano wybudować pięć domów wielorodzinnych. Dzięki temu czynsz miał zostać obniżony o pięć złotych miesięcznie. Plan był prosty – teren formalnie należący do spółdzielni zostanie wykarczowany. A deweloperowi odda się pusty grunt. Ten postawi cztery, pięć domów, a dla spółdzielni siedem domków jednorodzinnych, które miały stanąć od strony lotniska.

Od tamtego zebrania zaczął się zupełnie nowy etap. Etap walki o ogród. Jak mówi Andrzej Komorowski, mąż Elżbiety Kuty, jeśli chce się z kimkolwiek w tym kraju walczyć, trzeba się zorganizować. My się zorganizowaliśmy tworząc stowarzyszenie „Obrońcy Ogrodu imienia Polskich Kombatantów”. Od tego się zaczęło. Większość osób mnie nie znała, ale zaufano mi – zrobiono mnie prezesem tego stowarzyszenia. Potraktowałem tę funkcję bardzo serio.

Stowarzyszenie zmusiło spółdzielnię, by tę sprawę potraktowała równie serio. Zaczęły się spory sądowe. Dzięki sąsiadom organizacja korzystała z pomocy dobrych prawników i skutecznie pozyskiwała informacje. W rezultacie w sądzie miała dobre argumenty. Deweloper był na początku nieustępliwy i równie pewny siebie jak prezes spółdzielni. Miał być podwykonawcą dla spółdzielni, na mocy jej uchwały. Okazało się, że w całej spółdzielni jest dwa tysiące osób, a uchwałę podjęto w obecności pięćdziesięciu.

Przedstawiono różne ekspertyzy. Szpaler robinii akacjowych rosnący wzdłuż nieistniejących już torów kolejowych jest historyczny. Tu zaczęli mięknąć, zastanawiając się, czy to wyciąć. Powiedzieliśmy – Tnijcie. Każde drzewo będzie was sporo kosztowało, a ten kto wyda decyzję o wycince będzie miał sprawę karną. Ostatecznie szpaler został wpisany na listę przez miejskiego konserwatora zabytków.

Ostateczne zwycięstwo

Jak to bywa na wojnie, Stowarzyszenie jedne sprawy wygrywało, inne przegrywało. Ostatecznie, po prawie 4 latach, spółdzielnia przegrała wszystko po kolei. Decydujące było jednak wniesienie sprawy na posiedzenie Rady Miasta.

Andrzej jest z zawodu lekarzem weterynarii, ale ze sporym doświadczeniem społecznym i politycznym. Działacz opozycji, w latach osiemdziesiątych represjonowany, kilkukrotnie zamykany w więzieniu. W wolnej Polsce zasiadał w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi w rządzie Jerzego Buzka, zajmował się sprawami związanymi ze swoim zawodem. W międzyczasie był Radnym Miasta Krakowa pierwszej kadencji.

Tak się składa, że członkowie Rady Miasta z poprzednich kadencji mają pewną łatwość w porozumiewaniu się z członkami Rady Miasta obecnej kadencji*. Porozumiewaniu się oczywiście nie na zasadzie „zróbcie, bo
tak mówię”, ale na zasadzie „wysłuchajcie moich argumentów”. Łatwość posługiwania się językiem polityki, zrozumienie dla swoich rozmówców, pozwoliły zaangażować w sprawę radnych zarówno Platformy Obywatelskiej jak i Prawa i Sprawiedliwości. Z ich pomocą udało się zakończyć sprawę i ostatecznie doprowadzić do zmiany w Studium Uwarunkowań i Kierunków Zagospodarowania Przestrzennego. Zostali przekonani, cała reszta była prosta. Musiałem jako przedstawiciel Stowarzyszenia wyjść przed Radę i bronić ogrodu. Wyszła pani prezes, ona swoje, a ja swoje. Wie pani, to jest tak, że jeśli się ma jakieś obycie z taką przestrzenią, a z drugiej strony jest się głęboko przekonanym o swojej racji, to naprawdę jest stosunkowo proste. Nasze zasługi nie są nadzwyczajne, są niezwykle zwyczajne. Wszystko polega na zachowaniu pewnej przyzwoitości. O ile na początku nie było przyzwoitości na tym zebraniu spółdzielni, to na tę nieprzyzwoitość odpowiedzieliśmy przyzwoitością. Mówiliśmy – my będziemy te wszystkie krzewy, drzewa pielęgnować. Stowarzyszenie wypełnia swoje deklaracje. Wygrywa i zajmuje wysokie miejsca w konkursach na najpiękniejsze ogrody Krakowa. W trakcie tych wydarzeń wisiała jeszcze tabliczka powieszona przez Spółdzielnię „Obcym wstęp wzbroniony”. Podczas remontu ogrodzenia
została zdjęta i już nie wróciła.

 

Ogród dla wszystkich!

Dzisiaj ogród jest miejscem otwartym dla wszystkich. Stowarzyszenie wykorzystuje go do celów edukacyjnych. Przychodzą dzieci z ośrodka dla głuchoniemych przy ul. Spadochroniarzy. Bawią się z psem podczas dogoterapii, mają też lekcje biologii na żywo. Zbierają rośliny i liście do zielnika. Zaczęto wprowadzać hortiterapię. Dzieci niepełnosprawne, po urazach, z autyzmem, jesienią sadzą cebulki kwiatowe. Uczestniczą w pracach porządkowych, grabią liście.

Później rozpoczęła się współpraca ze Szkołą Podstawową nr 114 im. Arkadego Fiedlera przy ul. Ułanów. Dzieci mają całoroczne obserwacje w ogrodzie. Raz do roku, z okazji święta ogrodów, odbywają się zajęcia – odgrywanie scen związanych z przyrodą. Nauczyciele akademiccy wygłaszają wykłady związane z określonym zagadnieniem, potem dzieci mają w ogrodzie piknik. Przygotowują swoje prezentacje, piszą wiersze o drzewach. Mają swoje drzewa, które
odwiedzają. W ogrodzie znajduje się także ogród doświadczalny UJ. Instytut Botaniki nie ma szklarni, więc doktoranci tutaj prowadzą swoje obserwacje.

Członkowie Stowarzyszenia utrzymują ogród własnymi środkami. Nie ma ich wiele – płacą roczną składkę w wysokości sześćdziesięciu złotych od osoby, czyli kwotę, jaką mieli zaoszczędzić na obniżce czynszu, jeśli spółdzielnia zrealizowałaby swoją inwestycję. Członków jest mniej niż stu. Są to głównie mieszkańcy bloku – obecni oraz byli. Pracy jest zawsze dużo.

Ogród odwiedza wiele osób. Kiedy przychodzą po raz pierwszy, są nieodmiennie zadziwieni. Serce się kroi, jak przychodzi mama z dzieckiem, siadają na ławce, jestem twardy chłop, ale łzy mi się zbierają, jak mnie pyta, czy nie mam nic przeciwko. Mówię: na litość boską, ja panią proszę, zapraszam. Ta przyroda jest nam dana.

—————————————-

* Artykuł powstał w roku 2017

Powyższy tekst został zaczerpnięty z wydawnictwa pt. Niezbędnik skutecznego seniora, czyli jak sąsiedzi zmieniali rzeczywistość. To efekt pracy zespołowej osób związanych z krakowskim Stowarzyszeniem Pracownia Obywatelska, w ramach projektu “Akademia Skutecznego Seniora”. To tylko jedna z wielu inicjatyw tej organizacji, która od 2011 r. animuje inicjatywy na rzecz dobra wspólnego, wzmacniania aktywności i świadomości mieszkańców oraz wspiera trzeci sektor. Celem stowarzyszenia jest rozwój społeczeństwa obywatelskiego, w którym aktywni i świadomi krakowianie biorą odpowiedzialność za siebie i innych, prowadzą dialog ponad podziałami i współpracują w imię wspólnych celów, ufają sobie i podmiotom sfery publicznej, uczestniczą w wyborach i debatach publicznych, wiedzą, że dzięki swoim działaniom mają wpływ na otoczenie.

NASZE NAJNOWSZE

Zostaw komentarz