Pełnosprawny uśmiech, czyli ''Radosne chwile'' w Niedzicy

Dobry pomysł mieli działacze Stowarzyszenia Pomocy Szkole Małopolska zapraszając naszą redakcję do odwiedzenia organizowanych przez nich wakacji dla osób niepełnosprawnych intelektualnie i ich rodziców. Dwa dni spędzone z nimi w Niedzicy to kawał solidnej wiedzy o tym, jak wyglądają trudy ich życia i jak wiele wysiłku potrzeba, aby się z nimi zmagać. Przede wszystkim to jednak kawał wiedzy o tym, co znaczy naprawdę pomagać i ile może to dawać radości - jednym i drugim.

O nas

Dla osoby spoza ich świata chwilowe spotkanie z chorymi na zespół Downa albo inny rodzaj niedorozwoju umysłowego wywołuje różne emocje,  w których – w zależności od stopnia wrażliwości na krzywdę drugiego –  górę bierze albo współczucie, albo chęć ucieczki; bywa, że strach wymieszany z obrzydzeniem. Tak czy inaczej ogromna większość z nas z pośpiechem i ulgą spotkanie to kończy,  a nienaturalnie wykrzywiona twarz znika gdzieś w tłumie, a my spokojnie możemy zająć się swoimi sprawami. A jeśli nie znika, bo pojawiła się w naszym bliskim otoczeniu, np. w gronie znajomych, to najczęściej ją z tego grona wcześniej czy później eliminujemy. Tak jest, choć pewnie niechętnie przyjmujecie to, Szanowni Czytelnicy, do wiadomości, bo  wolelibyśmy myśleć o sobie inaczej. Ale niestety, z tego co o nas mówią ci, którzy na co dzień doświadczają naszej obojętności, a nawet okrucieństwa, wynika, że nasze wyobrażenia o nas samych  to jedno, a rzeczywistość – drugie. 

O Pani Krystynie

Doświadczyła tego Krystyna Jastrzębska, kiedy w 2000 r. jej sześcioletnia wówczas córka Monika zachorowała na zapalenie opon mózgowych, które na trwale upośledziło ją umysłowo. – Na początku było dużo słów pocieszenia, zapewnienia o pomocy itp. itd. Potem słyszałam ich coraz mniej, a odwiedziny stawały się coraz rzadsze. W końcu uświadomiłam sobie, że liczyć mogę tylko na samą siebie – wspomina Pani Krystyna. –

Jednak z każdym dniem, przy okazji pobytów u lekarzy i rehabilitantów, odkrywałam, że osób takich jak ja i Ola jest więcej i że w tym zawarta jest siła, potencjał, który można jakoś wykorzystać.

Duży może więcej, brzmi stara prawda, którą Pani Krystyna obróciła w utworzenie lokalnej nowohuckiej grupy wsparcia dla osób z upośledzeniami psychicznymi i umysłowymi. Nieujęta w żadne ramy formalne grupa przede wszystkim kobiet – matek oraz ich niepełnosprawnych dzieci miała w Pani Krystynie nie tylko naturalną przywódczynię, ale także walczącą ostro bojowniczkę, która do osiągnięcia tego, co uważała za ważne, używała przeróżnych metod. Uśmiechem, który widać na zdjęciu, ale też ostrym i bezpardonowym językiem potrafiła wywalczyć bardzo wiele. Widzieli to niejeden raz nowohuccy radni, kiedy będąc jedną z nich (od roku 2002 do 2015) domagała się przegłosowania dotacji na rehabilitacje, udostępnienia lokalu na spotkania grupy wsparcia czy dofinansowania warsztatów. Przez dwa lata (2004-2006) upominała się o prawa niepełnosprawnych psychicznie mieszkańców Krakowa jako radna miejska. A jeśli ktoś myśli, że w tych działaniach napotykała przeważnie na życzliwość, zrozumienie i poparcie, to grubo się myli. Oczywiście, miałam mnóstwo sojuszników, trudno ich zliczyć  – wspomina Pani Krystyna – bez nich nie zrobiłabym nic, ale moje sukcesy były dla wielu solą w oku. Z upływem czasu coraz częściej słyszałam od życzliwych mi osób, żebym przystopowała, bo narasta wokół mnie niechęć, a to, co robię, zaczyna być traktowane jak kariera robiona na ludzkim nieszczęściu. Nie przejmowałam się tym na początku, ale z każdym miesiącem i rokiem coraz trudniej było mi znosić docinki ze strony niektórych radnych, a czarę goryczy przelał otwarty,  hejterski atak w jakimś internetowym komentarzu. Nie ukrywam, załamałam się wtedy i w 2015 złożyłam mandat radnej.

O pomaganiu

Grupa wsparcia oczywiście nie przestała działać, ale znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, przede wszystkim szybko straciła możliwość korzystania z lokalu, bez którego praktycznie nie mogła funkcjonować. I wtedy z pomocą przyszła Dorota Petlic, dyrektor obecnego I Liceum Ogólnokształcącego Sportowego w Krakowie, a wówczas Zespołu Szkół Sportowych nr 2 na os. Teatralnym. Dzięki niej grupa zyskała swoje stałe miejsce spotkań, które odbywają się w każdy ostatni piątek miesiąca i obejmują warsztaty terapii zajęciowej oraz wspólną zabawę. – To są nasze naprawdę Radosne chwile – mówi Pani Jadwiga, matka chyba najbardziej poszkodowanego w tej grupie przez los, jeżdżącego na wózku Olka – wyczekujemy na nie z niecierpliwością, tak jak przez cały rok marzymy o wakacyjnym wyjeździe. Takim, jak ten. Bo oprócz comiesięcznych spotkań w kalendarz „Radosnych chwil” wpisane są wspólne wigilie i letni wyjazd gdzieś w Małopolskę. Taki jak ten. 

Działania te wspiera Stowarzyszenie Pomocy Szkole Małopolska, coraz bardziej widoczna organizacja pozarządowa angażująca się we wsparcie edukacji i pomoc potrzebującym, współpracująca z wieloma placówkami edukacyjnymi i sportowymi w Krakowie i Województwie. Zorganizowali, wsparli finansowo, dbają o to, by naznaczeni przez los ludzie – niepełnosprawni i ich rodzice – mogli przeżyć radosne chwile. I przeżywają. 

Na zakończenie zdjęcie ze specjalną dedykacją. Maciej Andreasik, nauczyciel w I Liceum Sportowym oraz grupa jego uczennic – wolontariuszek Stowarzyszenia, ta siódemka od lat jest w prawdziwej przyjaźni z uczestnikami grupy „Radosne chwile”.  

Od lewej: Weronika Paluch, Weronika Pittner, Eliza Sewiło, Maciej Andreasik, Maja Zabiegaj, Dominika Poradzisz, Wiktoria Rosiek. 

Przygotowują ich spotkania, uczestniczą w ćwiczeniach, bawią się z nimi.  Teraz „dziewczyny” – bo tak się tu o nich mówi – oddały swoim przyjaciołom część swoich wakacji. Podchodzą do tego w sposób bardzo dojrzały i świadomy, rozumieją, że je to buduje i uszlachetnia. Podobnie widzą to ich rodzice, którzy nie tylko się na to godzą, ale uważają, że na takie wakacje warto wydać pieniądze.  

Kłaniamy się Wam Wszystkim nisko!

NASZE NAJNOWSZE

Zostaw komentarz