Joanna postanowiła działać, czyli jak z parkingu zrobić park

Joanna Wendorff, rodowita krakowianka ze Śródmieścia, dużą część swojego życia spędziła we Francji. Po powrocie znad Sekwany postanowiła zmieniać swoje miasto niczym Jane Jacobs, choć jak sama twierdzi, inspiracji nie znalazła w ulicach Dijon, ale po prostu w sobie. Jej największy sukces to stworzenie parku Stacja Wisła na Zabłociu, o którym wkrótce może być głośno na całym świecie. A park i wiele innych fajnych rzeczy dla miasta zrobiła po pracy.

Zabłocie straconych szans.

Czy Zabłocie Anno Domini 2019, to Zabłocie Twoich marzeń?

Architektonicznie na pewno nie. Myślę, że spodziewałeś się takiej odpowiedzi. Patrząc na inne miasta zachodniej Europy i sposób, w jaki  zmieniały się tam takie tereny poprzemysłowe, to na pewno jest to stracona szansa dla Krakowa.

A gdybyś Ty planowała Zabłocie kilkanaście lat temu, to jakie by było?

Stworzyłabym dużo więcej przestrzeni dla mieszkańców, więcej zieleni, bloki zaprojektowałabym niższe i byłoby między nimi więcej wolnego miejsca. Zabłocie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby ktoś miał wizję. To mogła być dzielnica kultury i duma Krakowa. Zabawne jest to, jak niektórzy radni czy urzędnicy mówią, że Zabłocie to obszar, który się świetnie rozwija i jest wzorem rewitalizacji. To nie jest żaden wzór. To miejsce w którym po prostu wyburzono stare przemysłowe budynki i postawiono mnóstwo betonowych bloków. Zresztą w Planie Zagospodarowania Przestrzennego wyznaczono dominantę,  która potencjalnie mogła być na przykład  placem dla mieszkańców, sercem dzielnicy.

I co tam jest teraz?

Trzeci etap inwestycji deweloperskiej. Bloki.

Było parkowisko, miał być parking, jest park.

Jak zaczęła się Twoja walka o park na Zabłociu?

Mój start był zupełnie inny niż w przypadku większości innych miejskich aktywistów. Po pierwsze ja wtedy nawet nie mieszkałam ani nie pracowałam jeszcze na Zabłociu. Nie byłam też w żaden sposób zainteresowana aktywizmem miejskim. Po prostu pojechałam kiedyś z koleżanką do Berlina i tam zobaczyłyśmy wywalczony przez mieszkańców park, który powstał w miejscu parkingu. Mowa o Prinzessinnengarten, podawanym często jako modelowy przykład przestrzeni, która powstała na poprzemysłowym terenie. I wymyśliłyśmy, że zrobimy taki park w Krakowie i że chciałybyśmy go animować i budować tam lokalną społeczność. Szereg przypadków spowodował, że związałyśmy się ze środowiskiem ludzi z ASP, którzy chcieli stworzyć park upamiętniający Andrzeja Pawłowskiego – założyciela Wydziału Form Przemysłowych. Ich wybór  padł na dzikie parkowisko w rejonie mostu Kotlarskiego, gdzie – jak się później okazało – Rada Dzielnicy chciała wybudować wielopoziomowy parking.

A więc czekał cię ciężki bój.

Tak naprawdę sprawa miała być bardzo prosta – wystarczyło uzyskać zgodę Prezydenta Majchrowskiego. Okazało się jednak, że były to pobożne życzenia osób, z którymi się związałyśmy i że koniec końców musimy działać same, ponieważ ich zaangażowanie nie było współmierne z pracą, która nas czekała. W międzyczasie, dzięki sugestii studentów architektury ze Śląska, wrzuciłam do internetu ankietę dotyczącą powstania wielofunkcyjnego parku na Zabłociu.  Za jego stworzeniem opowiedziało się w ciągu tygodnia ponad 1500 osób. To był strzał w dziesiątkę, bardzo mocna karta przetargowa w kolejnych dyskusjach z urzędnikami. W promowaniu ankiety na Facebooku bardzo pomogły mi osoby ze świeżo zawiązanej grupy nieformalnej  S.O.S Zabłocie, które były wówczas zaangażowane w obronę budynku Miraculum. Z nimi wszystko nabrało rozpędu. Odbyło się spotkanie w sprawie przyszłości Zabłocia z Panią Prezydent Koterbą. To wtedy pierwszy raz publicznie zabrałam głos i opowiedziałam o idei parku. Pomysł oraz konstruktywne podejście do sprawy członków SOS Zabłocie przekonały Panią Koterbę, że można z nami rozmawiać i wtedy właśnie zaproponowała ona powołanie grupy roboczej skupionej wokół idei utworzenia parku na Zabłociu. Po kilku rozmowach, które odbyły się w magistracie, zobowiązaliśmy się dostarczyć w ciągu pół roku projekt wstępnej koncepcji parku, która miała posłużyć jako baza do projektu budowlanego.

Założyłam też swoją fundację Czas Wolny, która miała skupiać lokalną społeczność wokół przyszłego parku. Na dzikim parkowisku, którym był kiedyś park, organizowałyśmy co 2 tygodnie wydarzenia dla mieszkańców, takie jak Dzień Sportu, pikniki sąsiedzkie czy czytanie performatywne z krakowskimi aktorami. Tempo było niesamowite.

Przywiązywałaś ludzi do tego miejsca.

Tak, to była sprytna strategia, żeby przyzwyczajać mieszkańców do tego wówczas brzydkiego miejsca, żeby w razie potrzeby stanęli murem za pomysłem powstania parku.

Jak udało Ci się – osobie „zielonej” w temacie projektowania parków – zdobyć profesjonalną dokumentacje?

To była praca wielu osób. Najpierw rozpoczęliśmy konsultacje społeczne, które dzięki pomocy Pracowni Obywatelskiej były robione profesjonalnie i – co nas mile zaskoczyło – wzięło w nich udział sporo uczestników. Nie przynieśliśmy mieszkańcom gotowego projektu z pytaniem, co o nim sądzą. Naszym celem było określenie potrzeb i przelanie tego na papier. Jedni chcieli przestrzeni do spacerów z dziećmi, inni do uprawiania sportu, jeszcze inni potrzebowali miejsca, gdzie mogliby spokojnie poczytać książkę. Na tej podstawie przystąpiliśmy do tworzenia dokumentów. Dzięki doświadczeniu w tej dziedzinie architekta Piotra Bujasa przygotowaliśmy tzw. call projektowy, oparty na wizji mieszkańców, ale też na historii i geografii tej przestrzeni, w czym z kolei pomógł Paweł Kubisztal, Prezes stowarzyszenia Podgórze.pl, Dominik Lulewicz – znawca historii Zabłocia oraz urzędnicy Zarządu Zieleni Miejskiej, którzy wskazali ograniczenia i możliwości omawianego projektu.

I co dalej? Zorganizowaliście konkurs architektoniczny?

Tak! Choć nie chcieliśmy, żeby wzięli w nim udział tylko architekci, więc można było przysłać nawet opis w Wordzie lub zwykły szkic wraz z opisem. Dostaliśmy również od miasta dziesięć tysięcy złotych na nagrody dla zwycięskich projektów oraz organizację obrad jury konkursowego.

Bez szału, ale zawsze coś…

Tak. U nas pierwsza nagroda wynosiła trzy tysiące złotych. Dla porównania – autor zwycięskiego projektu parku na Zakrzówku (wciąż niezrealizowanego – przyp. Red) otrzymał osiemdziesiąt tysięcy zł.  Mimo to nadeszło aż 36 zgłoszeń z całej Polski i jedno z Kanady. Jury złożone z aktywistów, urzędników i architektów wybrało trzy projekty, które potem zostały przedstawione mieszkańcom. A oni jako ten, którego realizację chcą zobaczyć pod swoimi oknami, wskazali projekt Michała Grzybowskiego. Ale  to nie było zwykłe głosowanie, tylko dwugodzinna dyskusja, w której wzięło udział aż 80 osób. Władze miasta wywiązały się ze swojej obietnicy. Zarząd Zieleni Miejskiej, który mocno zaangażował się w sprawę, zrealizował przetarg na projekt, wygrany przez Jakabe Projekty. I tak po 3 latach działań powstał piękny, wielofunkcyjny park. Nie mogę też nie wspomnieć o pomocy lokalnych mediów, które tak bardzo nas wspierały i  interesowały się tematem, że czasem udzielałam po kilka wywiadów dziennie. Bez „lobbingu” z ich strony z pewnością by się nie udało.

Co pomyślałaś, kiedy pierwszy raz weszłaś do parku, który wywalczyłaś?

Rozpłakałam się.

„Nie chodziło o stworzenie ikony, tylko przestrzeni przyjaznej ludziom”

O projekcie parku Stacja Wisła dowiesz się więcej TUTAJ

Aktywistka z korpo

Pracujesz w CISCO. Wydawałoby się, że korporacje nie są kuźnią miejskich aktywistów.

To jest takie typowe szufladkowanie. W moim przypadku, praca na etacie w biznesie, a w wolnych chwilach w NGOs, to  równowaga, która bardzo mi odpowiada. Biznes i nowe technologie, praca z wykorzystaniem języków obcych – to coś, w czym dobrze się czuję i po prostu lubię swoją pracę. Zresztą moja firma, czyli Cisco z branży IT, prowadzi szeroki Program Odpowiedzialności Społecznej, pod który podpięłam swoją Fundację, dzięki czemu co jakiś czas firma pokrywa część kosztów związanych z zakupem niezbędnych na wydarzenia materiałów i dostaje na nie  czasem pieniądze. Rok temu, w maju  zorganizowaliśmy dużą akcję sprzątania zaniedbanego terenu zielonego przy ul. Dekerta i stworzenia tam tymczasowego parku. Dostałam na to spory budżet od firmy, która wydelegowała również 100 pracowników do pomocy przy tej akcji.

A więc praca w korporacji może być nawet wiatrem w żagle działalności aktywisty?

Nie chcę na siłę reklamować swojej firmy, ale muszę przyznać, że mam tutaj świetne warunki do łączenia tych dwóch rzeczy. Mam nawet pięć dni w ciągu roku dodatkowego wolnego na działalność społeczną. Zupełnie inaczej podchodziłabym do pracy w swojej fundacji, jeśli musiałabym na niej zarabiać. To byłoby inne obciążenie psychiczne i inna motywacja. W mojej sytuacji mogę podejmować się projektów, którymi chcę, a nie muszę się zająć. To daje duży komfort. 

Więcej o CISCO w artykule "Dolina Krzemowa na Podgórzu"

Recepta na sukces

Jaka jest recepta Twojego niewątpliwego sukcesu?

Hmmm… Intensywna współpraca z kompetentnymi oraz wytrwałymi ludźmi, którzy nie boją się działać. Do tego pewna doza optymizmu i ogromne  zawzięcie. Przy tworzeniu parku Stacja Wisła zaskoczyłam sama siebie, bo zawsze myślałam, że mam słomiany zapał. Ale wiesz co? Mówisz, że to sukces nasz i mieszkańców, ale tak naprawdę to urzędnicy i deweloper…

Łaski nie robili?

Powiedzmy sobie wprost: powstanie tego parku było im również na rękę. Zabłocie zostało niemal w całości zabudowane, między blokami nie ma ani jednego drzewa, więc ten park po prostu należał się mieszkańcom. Ale to taki zielony kwiatek do betonowego kożucha.

Ale chyba nie powiesz, że nominowanie parku do prestiżowej nagrody Mies van der Roe Award 2019 nie jest sukcesem?

Bardzo się ucieszyłam z tej nominacji! Pomimo tego, że to tak mała przestrzeń, to została wyróżniona. Okazuje się, że nie liczy się rozmiar, tylko jakość! Oprócz aspektów estetycznych i funkcjonalnych, został doceniony również sposób, w jaki park powstał – czyli z pełną aprobatą i aktywnym uczestnictwem mieszkańców.

Masz już upatrzone kolejne miejsce na park, który zostanie kiedyś nominowany do prestiżowej nagrody?

Przeprowadziłam się do Krowodrzy. Naprzeciwko mojej kamienicy jest takie spore podwórko. Już zaczęłam się zastanawiać nad organizowaniem spotkań z mieszkańcami i pikników, aby stworzyć tam jakiś fajny teren zielony, ale trzy tygodnie temu teren został ogrodzony i już jest tam budowany…

…blok!?

Nie. Park kieszonkowy.

previous arrow
next arrow
previous arrownext arrow
Slider

NASZE NAJNOWSZE

Zostaw komentarz